Jestem dzieckiem repatriantki z Kresów Wschodnich i syna organisty z Kongresówki. Miłość spotkała ich na Ziemiach Zachodnich. Mieli po dwadzieścia lat. Mama, córka byłego żołnierza Piłsudskiego, następnie Korpusu Ochrony Pogranicza spod Okopów Św. Trójcy i bogatej rolniczki, z rodu Godlewskich, tato najmłodszy z pięciu braci muzykującej rodziny z Dankowa, koło Lipia nieopodal Krzepic pod Częstochową.
17 lutego 1946 r. (dzień ich ślubu) rozpoczęli wspólne zmagania z nową, polską rzeczywistością. Z obawy przed całkowitym wykluczeniem i prześladowaniami, do śmierci nie mówili głośno o swoich korzeniach. Osiedli w Oleśnicy, piastowskim grodzie, mieście pięciu wież i tysiąca róż.
Pierwszy na świat przyszedł mój brat Roman. Po dziesięciu latach zjawiłam się ja. Lata dzieciństwa spędziliśmy wychowując się u dziadków przy ulicy Wojska Polskiego 12, w dawnym pałacyku. Była to istna wieża Babel z wielością wyznań i kultur. Pod jednym dachem mieszkali: Polacy z rejonów już nie istniejącej II RP, Żydzi, Niemcy posiadający obywatelstwo RFN i tzw. autochtoni. Wszyscy szczęśliwi, że czas okrutnej wojny mają już za sobą.
W następnych latach dołączyła do nas powracająca z Syberii siostra Mamy z rodziną. Miejscem zabaw dzieciaków takich, jak ja był towarzyszący pałacykowi przepiękny park starych dębów, ogrody pełne kwiatów i przynależące do budynku stajnie, drewutnie oraz wokół pachnące łąki. Zapach skoszonego siana pełnego ziół towarzyszy mi do dziś. To wspomnienie mojego dzieciństwa.
I jeszcze, a może przede wszystkim radio, które stało w pokoju dziadków. Głos Ameryki, Tu mówi Londyn, Radio Wolna Europa i pierwszy program Polskiego Radia składały się na obowiązkowy, codzienny przekaz informacyjny dla mojego dziadka, zaś dla babci żywoty świętych, które znała na pamięć i muzyka dochodząca z odbiornika, a głównie polskie piosenki i ich treści. Zawsze ją wzruszały. Siedząc przy oknie słuchała i nuciła.
Malowanie życia słowami dochodzącymi z radia i atmosfera pełna polskiej tradycji oraz zwyczajów ukształtowały moją wrażliwość. Kiedy już jako dorosła kobieta spełniając swoje marzenia bycia dziennikarzem, przypadkowo znalazłam się na promocji w szkole oficerskiej, zauroczyło mnie Wojsko Polskie w całej swojej maestrii. I stało się. Przez ponad dwadzieścia pięć lat należałam do nielicznego grona dziennikarek, które przekazywały wiadomości o historii oręża polskiego i drodze polskich sił zbrojnych. Doceniono moje audycje i wielokrotnie nagradzano. Śmiało dziś mogę napisać, że tak jak mój dziadek był do końca swoich dni wierny przysiędze wojskowej, tak i ja wierna jestem polskiej armii, choć służę słowem i piórem.