Ola Korman

From the blog

Nasze dziewczyny w NATO

2

Kobieta i Życie, nr. 5/2541 28 lutego-13 marca 362662, s.38-39

Od dawna wiadomo, że Polka wszędzie da sobie radę

Pewnego dnia musiały zwolnić się za swoich posad, spakować walizki, zamknąć polskie mieszkania i na nowo ułożyć życie swoich rodzin w Brukseli, co nie było łatwe.

Obowiązuje je pełna dyscyplina wojskowa. W Kwaterze Głównej NATO w Brukseli są już o 8.00 rano, a stanowiska opuszczają 0 18.00, często dużo później. Chcę sprawdzić jak dziewczyny z Polski, które przyjechały do Belgii jako żony i narzeczone, radzą sobie w nietypowym miejscu pracy.

Do polskiego przedstawicielstwa w NATO wchodzę oddając paszport – podaję swoje dane, pokazuję zawartość torebki – broni nie mam. Biura Polaków znajdują się w nowym, dobudowanym segmencie. Pachnie świeżością, nowy czerwony chodnik, białe ściany. Spotkanie z Polakami z Kwatery Głównej NATO było możliwe w porze lunchu. Tylko wtedy dysponują wolnym czasem. Ewa Bijak pracuje w części cywilnej na stanowisku kasjerki, Lucyna Tandecka – w tajnej kancelarii, a Agnieszka Witczak-Saja jest sekretarką naszego przedstawiciela wojskowego.

Nasze bohaterki przyjechały tu jako żony i narzeczone. Ich mężowe pełnią bardzo poważne i odpowiedzialne funkcje w strukturach wojskowych NATO. Ale okazało się, że panie też są w stanie stawić czoła wyzwaniom przeznaczonym tylko dla mężczyzn i zrobić kariery.

Czy możemy rozmawiać o ich pracy

nato-headquarters-in-brussel-belgiumLucyna Tandecka odpowiada natychmiast:
– Raczej nie. W tajnej kancelarii pracuje ponad rok. Traktuje to jako pewnego rodzaju przygodę.
– Jeszcze kilka lat temu, gdybym powiedziała komuś, że będę pracowała w Kwaterze Głównej NATO, to nikt by nie uwierzył – mówi – Oczywiście, wszystko to, co dociera do tajnej kancelarii, przechodzi przez moje ręce. Muszę dokumenty przyjąć, posegregować i nadać, więc siłą rzeczy znam co nieco ich treść, ale oczywiście wszyscy tutaj zobowiązani jesteśmy do przestrzegania tajemnicy. Dzieci pani Lucyny zostały w Polsce. Studiują. Ma więc teraz dwa domy, co wiąże się, oczywiście, z kosztami, ale jest zadowolona.

– Mieszkam w samym centrum Europy i wszędzie jest blisko. Mogę wyskoczyć stąd do Paryża czy Amsterdamu. To są plusy naszej pracy w Kwaterze Głównej – mówi. – A ponadto my jesteśmy bardzo zaradnymi kobietami. Polka wszędzie da sobie radę.

Dla Ewy Bijak początki były trudne – nowa realia, język. jest w Belgii od dwóch lat, z rodziną. Ma dwoje dzieci w wieku szkolnym.
Córka chodzi do klasy licealnej, a syn rozpoczął naukę w szkole podstawowej. Ewa dopiero od trzech miesięcy pracuje w Kwaterze Głównej NATO. W Polsce prowadziła prywatną firmę. Po przyjeździe do Brukseli najpierw organizowała życie domowe, uczyła się języka, poznawała nowe miejsca, potem pomyślała o pracy.22323

Agnieszka Witczak-Saja w Brukseli jest od czterech lat. Sekretarką została z potrzeby chwili, bez wcześniejszego przygotowania. No, ale znała język. Jest po AWF-ie, posiada między innymi uprawnienia trenerskie i instruktorskie. W Polsce pracowała w różnych miejscach, nawet w kasynie hotelu Marriott w Warszawie. Filigranowa, wysportowana sylwetka jest świadectwem jej dbałości o wygląd. Gdy chwalę jej różowy kostium w stylu Coco Chanel śmieje się – Mój szef generał ma takie powiedzenie, że sekretariat nie jest po to, żeby wyglądał, ale po to, żeby pracował.

Czy są tutaj szczęśliwe

nato-headquarters-in-brussel-belgium2- Oczywiście, że tak – twierdzi Ewa Bijak. – Wróciliśmy już w to środowisko. Z Lucyną mieszkamy w jednym bloku. Przyjechałyśmy tutaj razem i praktycznie żyjemy jak w jednej dużej rodzinie. Jak zabraknie przysłowiowej soli czy jajek, to pożyczamy jedna od drugiej. Dzieci mają towarzystwo rodaków. Moja córka chodzi do szkoły, gdzie nie ma Polaków, a młodszy syn jest jedynym Polakiem w klasie. Tylko raz w tygodniu chodzą do polskiej szkoły. W domu mówimy w ojczystym języku. Dzieci między sobą, jak mają przed nami tajemnice, to rozmawiają po francusku. Mąż francuskiego nie zna, tylko angielski i niemiecki. Ja także.

 

 

Co robią mężowie

Agnieszka wyszła za mąż dopiero w Brukseli:
– Do Brukseli przyjechałam za nim z miłości. Przez pierwszy rok jego pobytu w NATO pracowałam w Warszawie i spotykaliśmy się 2-3 razy w miesiącu. Nie można jednak w ten sposób prowadzić życia rodzinnego. Mój ukochany powiedział:
– Musisz do mnie przyjechać, potem jakoś to będzie. Rzuciłam pracę w Warszawie i przyjechałam. No i pobraliśmy się! Mąż pracuje jako specjalista do spraw planowania obronnego w polskim przedstawicielstwie.
Lucyna Tandecka jest mężatką już od 25 lat.
– Ale mogę powiedzieć, że tutaj w Brukseli jesteśmy nowym małżeństwem. Dzieci zostały w Polsce – mamy teraz więcej czasu dla siebie i możemy robić te romantyczne kolacje przy świecach. Jej mąż jest przedstawicielem Marynarki wojennej.

Lucyna urządza romantyczne kolacje przy świecach, obie Ewy i Marlena cieszą się z sukcesów dzieci w obcojęzycznych szkołach, a Agnieszka przeżywa w Brukseli miodowe lata, gdyż pojechała tam z miłości do specjalisty planowania obronnego

Co robią żony

sssZ Ewą Jagielską-Przczel spotykam się w jej domu. Mieszka pod Brukselą około 10-15 minut jazdy samochodem autostradą. Piętrowy dom otoczony zielenią z przystrzyżonym trawnikiem dowodzi, że jego właściciele lubią tu przebywać. Do Belgii Ewa przyjechała w 1993 roku z mężem Robertem, który pracuje w biurze rzecznika w Sekretariacie Międzynarodowym, do jego zadań należą kontakty z mediami. Jest ciągle zajęty. Ewa jest z wykształcenia muzykiem. W świecie wielkiej polityki, u boku męża musiała znaleźć miejsce dla swej romantycznej duszy. – Trochę to trwało – mówi. Na początku podjęła pracę w ambasadzie. Wytrzymałam trzy miesiące. Spróbowała raz jeszcze – dobrnęła do roku. – Wykonywanie obowiązków służbowych przy biurku – to nie dla mnie – przyznaje. – Nie mogłam rozstać się z muzyką. Kupiliśmy w sklepie z antykami pianino z metalowa płytą. Bardzo urodziwe, ale niestety jako instrument nie najlepsze. Służy mi do ćwiczeń przed występami – dodaje.- Jestem akompaniatorką chóru przy Kwaterze Głównej NATO i jedyną Polką w tej grupie. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że na forum NATO reprezentuję swój kraj. Próby mamy raz w tygodniu. Zasiadam do instrumentu i wtedy jestem w swoim żywiole. A tak w ogóle – to mam dwie natury. Romantyczki i wojownika. Tą drugą już pomału zaczęłam wpisywać w swój życiorys. Pobieram nauki od mistrza aikido.

Mają dwóch synów. Szesnastoletni Damian chodzi do frankofońskiej szkoły i oprócz francuskiego uczy się flamandzkiego oraz łaciny. Pociąga go medycyna oraz muzyka. Młodszy, pięcioletni Krystian biega z klockami po salonie i czeka na polskie bajki w telewizji.

testEwa pokazuje mi książki do nauki języka francuskiego. Nie, nie są to podręczniki jej syna. To jej własność. Jest już na trzecim roku. W szkole spotkała i zaprzyjaźniła z Marleną Fałkowską, która ma za chwilę wpaść z wizytą.
Marlena, żona radcy do spraw budżetu należy także do załogi polskiego przedstawicielstwa w Kwaterze Głównej w NATO. Zajmuje się obsługą komputerów, przesyłaniem i odbieraniem poczty elektronicznej. Ściśle tajne!
W Polsce przez siedem lat była dyrektorem dużej szkoły w Warszawie. Do Brukseli przyjechałam z mężem, z dziećmi. Nie znały francuskiego, tylko angielski, więc nie miały przyjaciół.
– Musiałam im pomóc. Pomyśleliśmy o psie – opowiada – Tym sposobem mamy jamnika Ferdynanda Wspaniałego, czyli Ferdiego. Dzieci przebrnęły okres adaptacji w nowym środowisku i jestem z nich dumna. Martyna jest najlepsza w szkole, Bartek najlepszy w klasie. Mówią pięknie po francusku. Dlatego powtarzam – trzeba zawsze dostrzegać dobre strony życia, a trudności zostawiać w tyle. Jestem w Belgii od czterech lat, ale wcale nie zamierzam zostać tu na stałe. Całym sercem czuję się Polką

Aleksandra Dankowiakowska-Korman