Trybuna nr 73., 21 marca 2001
Z ROBERTEM PSZCZELEM, oficerem prasowym w biurze Informacji NATO, rozmawia Aleksandra Dankowiakowska-Korman
Odpowiada Pan dziś za politkę informacyjną w Sekretariacie Międzynarodowym NATO.
-Pracuje w biurze rzecznika i do moich obowiązków należą kontakty z mediami. Oprócz tego moim specjalnym zadaniem jest polityka informacyjna Polski.
Anglicy, Belgowie czy inny, jak na Pana patrzą?
-Na pewno pomaga mi fakt, że progi Kwatery Głównej przekroczyłem już parę lat temu. Więc znam dość dobrze NATO, dużo osób, które tutaj pracują. Jestem po prostu dziś człowiekiem Robertsona.
Jak Polska jest postrzegana w NATO?
-Polska ma opinię kraju, któremu się powiodło i nie dlatego, że kraj ten miał szczęście. Polacy potrafili wykorzystać daną im szansę. Ale pracując w NATO trzeba ciągle pamiętać o tym, że jest o konglomerat różnych narodowości. Tutaj naszym zadaniem jest wykucie z wszystkich narodowych cech czegoś wspólnego, jeszcze bardziej wartościowego. I to jest jedna z mniej uchwytnych rzeczy, które sprawiają, że praca w NATO jest nie tylko przyjemnością, ale permanentnym wyzwaniem.
Jak w NATO patrzą na nas starsi koledzy? Od 24 miesięcy Polacy są już w Sojuszu.
-Przyznają trochę ze zdziwieniem 0 tutaj ta druga rocznica nie była obchodzona hucznie, powiedziałbym nawet nie była szczególnie zauważona. To wynika z faktu, iż naprawdę w NATO nikt nie postrzega Polski, Czech czy Węgier jako nowych członków. Na polskich przedstawicieli wojskowych czy cywilnych patrzy się tak samo, jak na innych kolegów i wymagania są takie same. Sądzę, że na przestrzeni tych dwóch lat Polacy nauczycieli się już tego, iż Sojusz to nie tylko artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego. Przypomnijmy – NATO jest Sojuszem zbiorowej obrony, czyli gwarancje bezpieczeństwa, gwarancje obronne łączy wszystkich sojuszników. To bardzo ważna sprawa, leży ona u podstaw w ogóle istnienia i funkcjonowania Sojuszu. Ale NATO i trzeba o tym pamiętać również jest organizacją polityczną na forum, której debatowane są różne kwestie z zakresu szerzej pojętego bezpieczeństwa międzynarodowego. Bez cienia fałszywej skromności Polska dostarcza w tym względzie pozytywnych argumentów, poprzez znakomite funkcjonowania polskiego kontyngentu na Bałkanach zarówno w Bośni, jak i Kosowie. Zwłaszcza wspólny polsko-ukraiński batalion zyskuje niezwykle wysokie oceny.
A co nie wyszło Polakom i czego musimy się jeszcze nauczyć?
-Można je zawrzeć w słowach: dostosowanie polskiej armii do standardów natowskich. Już od początku było wiadomo i nie budzi to zaskoczenia, że wystąpią trudności. Proces ten musi zająć więcej czasu niż rok czy dwa, a niektóre skomplikowane kwestie mogą zająć nawet 10 lat. Takie były doświadczenia innych krajów, które wchodziły do Sojuszu – Przykład Hiszpania. W tej chwili na porządku dnia, bardzo pozytywnie oceniany, jest program reformy – 6-letni plan modernizacji polskiej armii. Mówiąc krótko – plan jest bardzo dobry potrzebna jest tylko dosyć szybka i konkretna jego realizacja.
Musi Pan jednak przyznać, że 70 garnizów zostanie zlikwidowanych i ok. 50 tysięcy ludzi opuści resort obrony.
-Tak, to są bolesne problemy, z którymi muszą się polskie władze zmierzyć. Ale jeśli spojrzymy na sytuacje sąsiednich państw Sojuszu, to w Republice Czeskiej likwiduje się ok. 40 garnizonów, w Niemczech podobnie. Robi się to, aby z punktu widzenia podatnika, aby wojsko było lepiej przygotowane do wypełniania misji obronnej. To jest proces bolesny, ale wszystkie te kraje muszą przez niego przejść i magicznych recept tutaj nie ma. Nie ma reform bez bólu.
ROBERT PSZCZEL – jest absolwentem London School of Economics i Uniwersytetu Warszawskiego – Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Żonaty – Ewa jest absolwentką Akademii Muzycznej w Warszawie. W Brukseli akompaniatorka chóru przy Kwaterze Głównej NATO. Posiada dwóch synów: 16 letni Damian chodzi do frankofońskiej szkoły i 5 letni Krystian – do przedszkola.
Zdjęcie: źródło